Niedzielne zamyślenia
I Niedziela Adwentu – 28 listopada 2021
Refleksja
Człowiek niechętnie o przemijaniu myśli. Dlatego dobrze, że znów czytamy Jezusowe ostrzeżenie. On jest realistą, który więcej wie niż my: „Będą znaki…, na ziemi trwoga bezradnych narodów…, ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Nie lubimy takich ostrzeżeń i takich realistów. Tak bardzo byśmy chcieli życia i świata bez stresów: pomyślność i sukces, szczepionki na każdą chorobę. I koniecznie bez powodzi, bez trzęsień ziemi, bez wojen. A tu Jezus ze swoim szorstkim realizmem!
Jego realizm sięga dalej, nie zatrzymuje się na grozie zapowiadanych wydarzeń. A to, co mówi, zda się niedorzeczne: „Gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy”. Strach i otucha połączone w jedno? Świat ma się rozsypać w proch, zawali się wszystko, a my mamy „nabrać ducha i podnieść głowy?” Jeśli to prawda, trzeba w życiu wszystko poustawiać inaczej.
Chrześcijanin jest człowiekiem nieustannego adwentu. To znaczy ciągle jest w drodze, ciągle czeka. Zawsze i wszędzie u siebie, ale tak samo zawsze i wszędzie wśród obcych. Dlatego trzeba znaleźć wartość, która i „u siebie”, i „wśród obcych” zachowuje znaczenie. Taką wartością, w istocie jedyną choć o różnych obliczach, jest dobro. Dobro – tak ważne za ziemskiego życia, gdy jesteśmy „wśród obcych” w drodze. Dobro, owoc naszych wysiłków odnajdziemy „u siebie”, w domu Ojca. Dobro jest czymś jednym jedynym, co przetrwa czas ziemskiego oczekiwania. W takiej perspektywie w Jezusowe słowa o strachu i otusze wstępującej w serca chrześcijan nabierają sensu. To sprawdzało się w czasie okupacji, gdy ludzie śmiertelnie przerażeni walczyli i pomagali sobie nawzajem. To sprawdzało się w latach zmagań Polaków z niewolącym kraj sowieckim systemem, gdy poczucie obowiązku walki o prawdę i wolność brało górę nad obawą i strachem.
Nie tylko czas walki musi wyzwalać w chrześcijanach postawę adwentową. Obowiązek czujności wobec panoszącego się zła obliguje zawsze. A tego zła jest tyle! Wrogość, nieuczciwości i złodziejstwo. Lekceważenie prawa. Deptanie godności kobiety. Przemoc i brutalność… Lista nazbyt długa. Widać, jak ten zalew zła obniża naszą wrażliwość. Już nie dostrzegamy wielu przejawów zła. Trzeba wielkiego wstrząsu, byśmy wołali: Tak być nie może! Wtedy jeden czy dwa protestacyjne marsze i… koniec. Wrażliwość uśpiona. Wrażliwość rodziców i policjantów. Wrażliwość kaznodziejów i senatorów. Wrażliwość poetów i lekarzy. Trzeba się otrząsnąć, czas znowu zacząć Adwent!
Ks. Tomasz Horak

Złota myśl tygodnia
Trzymajcie się w całym życiu niezachwianie wiary św., a przede wszystkim wypełniajcie w całym życiu, co wiara św. nakazuje; nie porzucajcie pacierza; nie strońcie od Kościoła; nie uciekajcie od konfesjonału i Stołu Pańskiego.
bł. Jan Macha
Na wesoło
Siostra zakonna starsza wiekiem o nazwisku Zmora została sama w klasztorze, ponieważ jej współsiostry poszły na modlitwę do miejscowości Mogiła. Bojąc się samotności, siostra wywiesiła kartkę na drzwiach domu z napisem: „Wszystkie siostry poszły do Mogiły – w domu panuje Zmora”.
Przed pierwszą Komunią św. dzieci miały przygotować na karteczce grzechy. Ksiądz katecheta uważnie je przeglądał. Jedna dziewczynka miała tylko dwa grzechy.
- Tylko dwa? – dziwi się ksiądz.
Przerażona dziewczynka:
- To ja pójdę jeszcze dogrzeszyć proszę księdza.
Patron tygodnia – Święta Barbara – 4 grudnia
Nie wiemy dokładnie ani kiedy, ani w jakich okolicznościach św. Barbara z Nikomedii poniosła śmierć. Przypuszcza się, że zapewne ok. roku 305, kiedy nasilenie prześladowań za panowania cesarza Maksymiana Galeriusza (305-311) było największe. Nie znamy również miejscowości, w której Święta żyła i oddała życie za Chrystusa. Późniejszy jej żywot jest utkany legendą. Według niej była piękną córką bogatego poganina Dioskura z Heliopolis w Bitynii (Azja Mniejsza). Ojciec wysłał ją na naukę do Nikomedii. Tam zetknęła się z chrześcijaństwem. Prowadziła korespondencję z wielkim filozofem i pisarzem Orygenesem z Aleksandrii. Pod jego wpływem przyjęła chrzest i złożyła ślub czystości. Ojciec dowiedziawszy się o tym, pragnąc wydać ją za mąż i złamać opór dziewczyny, uwięził ją w wieży. Jej zdecydowana postawa wywołała w nim wielki gniew. Przez pewien czas Barbara była głodzona i straszona, żeby wyrzec się wiary. Kiedy to nie poskutkowało, ojciec zaprowadził ją do sędziego i oskarżył. Sędzia rozkazał najpierw Barbarę ubiczować, jednak chłosta wydała się jej jakby muskaniem pawich piór. W nocy miał ją odwiedzić anioł, zaleczyć jej rany i udzielić Komunii św. Potem sędzia kazał Barbarę bić maczugami, przypalać pochodniami, a wreszcie obciąć jej piersi. Chciał ją w takim stanie pognać ulicami miasta, ale wtedy zjawił się anioł i okrył jej ciało białą szatą. Wreszcie sędzia zrozumiał, że torturami niczego nie osiągnie. Wydał więc wyrok, by ściąć Barbarę mieczem. Wykonawcą tego wyroku miał się stać ojciec Barbary, Dioskur. Podobno ledwie odłożył miecz, zginął rażony piorunem. Barbara poniosła męczeńską śmierć w Nikomedii (lub Heliopolis) ok. 305 roku. Być może tak nietypowa śmierć, zadana ręką własnego ojca, rozsławiła cześć św. Barbary na Wschodzie i na Zachodzie. Żywoty jej ukazały się w języku greckim, syryjskim, koptyjskim, ormiańskim, chaldejskim, a w wiekach średnich we wszystkich językach europejskich. W wieku VI cesarz Justynian sprowadził relikwie św. Barbary do Konstantynopola. Stąd zabrali je Wenecjanie w 1202 roku do swojego miasta, by przekazać je z kolei pobliskiemu Torcello, gdzie znajdują się w kościele św. Jana Ewangelisty.
Również w Polsce kult św. Barbary był zawsze bardzo żywy. Już w modlitewniku Gertrudy, córki Mieszka II (XI w.), wspominana jest pod datą 4 grudnia. Pierwszy kościół ku jej czci wystawiono w 1262 r. w Bożygniewie koło Środy Śląskiej. Poza Polską św. Barbara jest darzona wielką czcią także w Czechach, Saksonii, Lotaryngii, południowym Tyrolu, a także w Zagłębiu Ruhry. W Nadrenii uważana jest za towarzyszkę św. Mikołaja – warto wiedzieć, że w wielu miejscach to właśnie ona obdarowuje dzieci prezentami.
Jako patronkę dobrej śmierci czcili św. Barbarę przede wszystkim ci, którzy na śmierć nagłą i niespodziewaną są najbardziej narażeni: górnicy, hutnicy, marynarze, rybacy, żołnierze, kamieniarze, więźniowie itp. Polecali się jej wszyscy, którzy chcieli sobie uprosić u Pana Boga śmierć szczęśliwą. W Polsce istniało nawet bractwo św. Barbary, patronki dobrej śmierci. Należał do niego św. Stanisław Kostka. Nie zawiódł się. Kiedy znalazł się w śmiertelnej chorobie na łożu boleści, a właściciel wynajętego przez Kostków domu nie chciał jako zaciekły luteranin wpuścić kapłana z Wiatykiem, wtedy zjawiła mu się św. Barbara i przyniosła Komunię świętą. Barbara jest ponadto patronką archidiecezji katowickiej, Edessy, Kairu; architektów, cieśli, dzwonników, kowali, ludwisarzy, murarzy, szczotkarzy, tkaczy, wytwórców sztucznych ogni, żołnierzy (szczególnie artylerzystów i załóg twierdz). Jest jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli.
Opowiadanie
Uśmiech o świcie
O tym wydarzeniu opowiadał Raoul Follereau, który znalazł się kiedyś w leprozorium (kolonia trędowatych lub dom dla chorych na trąd) na pewnej wyspie Oceanu Spokojnego. Było to miejsce przerażające: niesamowicie zniekształcone ludzkie ciała, przerażenie, gnijące rany, rozpacz, złość.
Był tam jednak pewien starzec, który mimo ogromu cierpienia miał oczy ciągle błyszczące i uśmiechnięte. Jego ciało było obolałe, lecz on nie poddawał się rozpaczy, cieszył się życiem, a do innych trędowatych odnosił się życzliwie i serdecznie.
Zaciekawiony tym prawdziwym cudem życia w piekle leprozorium, Follereau zapragnął wyjaśnić przyczyny owego niezwykłego zjawiska: cóż takiego mogłoby obdarzyć cierpiącego staruszka taką radością życia?
Zaczął go dyskretnie obserwować. Odkrył, że codziennie o brzasku stary mężczyzna z trudem posuwał się do ogrodzenia leprozorium, siadał zawsze w tym samym miejscu i rozpoczynał oczekiwanie.
Nie czekał jednak – jak się okazało – na piękne widoki słońca wschodzącego nad wodami Pacyfiku. Siedział tak długo, aż z drugiej strony ogrodzenia pojawiała się kobieta, równie stara jak on, o twarzy pokrytej siatką cieniutkich zmarszczek i oczach pełnych pogody i spokoju.
Kobieta nic nie mówiła, uśmiechała się tylko nieśmiało, lecz z oddaniem. Na ten widok twarz mężczyzny rozjaśniała się i on także radośnie się uśmiechał.
Ta rozmowa bez słów nigdy nie trwała długo po kilku minutach starzec podnosił się i odchodził w stronę baraków. Tak było każdego ranka: coś w rodzaju codziennej komunii. Trędowaty człowiek, pożywiony i umocniony tym uśmiechem, był w stanie znosić cierpienia kolejnego dnia i dotrwać do nowego spotkania z uśmiechniętą kobietą.
Gdy Follereau zagadnął go o to, staruszek odparł: To moja żona. A po chwili ciszy dodał: Zanim tutaj przyszedłem, ona mnie leczyła, w tajemnicy przed wszystkimi, czym tylko mogła. Pewien czarownik dał jej jakąś maść, którą codziennie smarowała mi twarz. Zagoiła się jednak tylko część policzka, gdzie mogła składać swój pocałunek… Kiedy wszelkie starania okazały się beznadziejne, wtedy mnie zabrano i przyprowadzono tutaj. Ona podążyła za mną. Kiedy widzę ją każdego dnia, wiem, że żyję tylko dzięki niej i jedynie dla niej.
Z pewnością tego ranka ktoś się do ciebie uśmiechnął, nawet jeśli tego nie spostrzegłeś. Na pewno dzisiaj ktoś czeka na twój uśmiech.
Kiedy wejdziesz do kościoła i całą duszą otworzysz się na ciszę, spostrzeżesz, że Bóg pierwszy przyjmuje cię z uśmiechem.
Nauczanie papieskie o Eucharystii
Sprawowanie Eucharystii od najdawniejszych czasów łączyło się nie tylko z modlitwą, ale także z czytaniem Pisma Świętego i śpiewem całego zgromadzenia. Dzięki temu można było od dawna odnieść do Mszy świętej owo porównanie Ojców o dwóch stołach, na których Kościół zastawia dla swoich dzieci Słowo Boże i Eucharystię: Chleb Pański. Wypada więc teraz wrócić do tej wcześniejszej części Świętego Mysterium, które nazywa się obecnie najczęściej liturgią Słowa – i jej poświęcić nieco uwagi.
św. Jan Paweł II